Pech... Pierwszy wpis na blogu i już pech! Spędziłymy całą godzinę, szczegółowo opisując przygotowania do wyprawy, ważąc każde słowo i przegryzając je kolacją;) I nagle - wszystko zniknęło. Tak włanie powitał nas nasz blog. Miejmy nadzieję, że z czasem nas polubi...
Minął ostatni dzień przed wyjazdem. Dłuuuuugi dzień i bardzo bardzo zabiegany. Setki myśli, czynności, niepewności, ale i radości;) Sporo wrażeń dostarczyła nam gonitwa aptekowa, a szczególnie pani farmaceutka, która parę godzin po wydaniu nam jednego z dość silnych leków zmieniła zdanie i próbowała go odzyskać, wydzwaniając do Dośki! Na szczęście sprawę udało się bezboleśnie załatwić i lek mamy my:)
Teraz już ostatnie przygotowania i oczekiwanie na jutro.
A potem... Rio!
Nie... najpierw przecież Mediolan.
No to później Rio!
Nie... potem jeszcze Madryt...
Ale wreszcie Rio?
Tak! Po dwóch przesiadkach w czwartkowe popołudnie powita nas gorąca Brazylia. Jest na co czekać!
Ciąg dalszy zatem nastąpi... :)
**********************************************************************
ENGLISH VERSION of what Dorota has just written :)
Bad luck or what?!? Whe've just spent last hour of our precious time to write our first post here and what?!? of course it disappeared!
Well, that must have been a lesson not to give up so...here we go again.
Busy day today, we are leaving tomorrow so looooads of things to think about, to do... The best fun was with the medicines. We had so many of them to buy that the most of the day we spent on some kind of "Tour de Chemist":) It finished successfully, hmm almost :) One lady from the chemist was chasing us when she realized she had given us the wrong thing, that could actually killed us;) ups. But everything is sorted now:)
Tomorrow Milan and sleep-LESS night on the airport, then Madrid and finally Rio. Hope we will make it.
To be continued... :-)