W niedziele rano, dzieki znajomej Jagody, Carmen, pojechalysmy zobaczyc miejsce narodzin rzeki Amazonki. Brzmi dosc dziwnie, wiec moze pare salow wyjasnien. Jest taki punkt na wodzie jakies 100 km od Iquitos gdzie lacza sie 3 rzeki dajac poczatek Amazonki. Ten wlasnie punkt plus przepiekne widoki przekonaly nas do tej niedzielnej wycieczki. Zanim jednak zobaczylysmy uroki natury trzeba bylo dostac sie do Nauty, wlasciwie jedynego misteczka polaczonego z Iquitos droga ladowa. Oczywisice i tym razem nie zaskoczyla nas pakownosc samochodow iquitenskich. Do zwyklego 5 osobowego samochodu zawsze mozna dodac np. 2 miejsca ... w bagazniku. Na szczescie nie przypadly one nam:) Po drodze, oprocz wspanialych widokow, zapoznawaysmy sie rowniez z lokalna muzyka. Wszyscy suchaja tu Cumbii (taki odpowiednik polskiego disco-polo) a w szczegolnosci zespolu KALIENTE. Rzeczywiscie, goraca sie robi jak sie ich slucha:)
Po 2 godzinach "dyskoteki" dotarlysmy do Nauty, a tu juz czekal na nas Manuel - kapitan naszej lodzi. Dluga drewniana lodka jaka plynelysmy lokalnie nazywa sie peke-peke, od odglosu jaki wydaje silnik (mozecie sobie wyobrazic). Peke-pekajac sobie przez rzeke Nanay mijamy slynne Bufeo Colorado. Jak w bajce delfiny skacza i bawia sie w wodzie, niesamowite. Nie widzimy innych "gringo" w poblizu, wiec chyba tym razem zaden z delfinow nie zamienil sie w przystojniaka:) I w tym momenciezaskoczyla nas burza! Deszcz dostaje sie doslownie wszedzie i jeszcze na dodatek silnik odmowil posluszenstwa. Przez moment jest groznie ale na szczescie burza szybko mija.
W koncu docieramy do Grau, malej wioski z punktem widokowym na Amazonke. Widoki rozposcieraja sie na kilka domkow i ...dzungle! Najprawdziwsza w swiecie, niekonczaca sie dzungle! I plantacje platanow i zielonych pomaranczy...
Stoimy tak przez dluzszy czas wpatrujac sie i nie mozemy do konca uwierzyc, ze naprawde tu jestemy. W jednej z wiosek, do ktorej nie prowadza zadne drogiladowe, otacza ja tylko Selva i Amazonka, wioski ktora znamy z opisow pana Wojtka lub Blondynki:) I my tu wlasnie teraz jestesmy - udalo sie:)
***********************************************************
On Sunday morning, thanks to Jagoda’s friend Carmen, we went to see a place where Amazon was born. It may sound a bit odd, so few words of explanation. There is a spot on the water around 100 km from Iquitos, where 3 rivers connect giving Amazon’s beginning. This spot and amazing landscapes persuaded us to make this trip. But before we saw the beauty of the nature, we had to find a way to Nauta, the only town connected with Iquitos with inland road. Of course also this time we weren’t surprised with how many people can fit into a car. For example to a standard 5 seats car on can add to seats… in a boot. Luckily they weren’t our seats :). On the way, except for amazing views, we met also local music. Everybody here listen to Cumbii, especially a band called KALIENTE. Indeed it gets hot listening to it :).
After two hours of the ‘disco’ we got to Nauta, where Manuel- captain of our bout-was waiting for us. A long wooden bout is called peke-peke, from the sound of the engine (you can imagine). Peke-peking through the river Nanay we passed famous Bufeo Colorado. Like in a fairytale dolphins were jumping and playing in the water – amazing. W couldn’t see other ‘gringos’ near, so this time none of the dolphins changed into a handsome man :). And in that very moment a storm surprised us! Rain got literally everywhere and the engine stopped working. For a moment it was dangerous, but the storm passed quickly.
At last we got to Grau, a little village with a viewpoint for Amazon. One can see there few houses and… the jungle! The real, endless jungle! And platans and green oranges plantation…
We just stand for a long while gazing and we can’t believe we really are there; in a village without inland roads, surrounded by Selva and Amazon, a village we know from Mr. Wojtek’s or Blonde’s descriptions :). And we are right here – we made it :).