Geoblog.pl    triodorio    Podróże    Latin America / Ameryka Łacińska    Wycieczka, dzien 4/ The trip, day IV
Zwiń mapę
2008
23
paź

Wycieczka, dzien 4/ The trip, day IV

 
Boliwia
Boliwia, Uyuni
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 18540 km
 
Slonce nad pustynia soli wstaje szybko. Solna powierzchnia o smiesznie geometrycznej strukturze z szarej zamienia sie w popielata, potem kremowa, nastepnie lekko czerwonawa, a wreszcie pokazuje swoja biel. Caly spektakl naprawde robi wrazenie.
Tego dnia wyruszamy przed switem i bez sniadania. Po to, aby pierwszy posilek zjesc w miejscu niezwyklym o niezwyklej nazwie - Isla del Pescado czyli Rybia Wyspa. Do dzis nie wiemy, skad taka nazwa. Ryby wyspa nie przypomina, ryb na niej nie ma, ale za to sa setki kaktusow! Cala wyspa usiana jest iglastymi roslinami! Dlatego zdecydowanie bardziej wyglada jak jez niz jak ryba:) Z jej szczytu rozciaga sie widok na caly solny bezmiar. Przemierzamy go naszym jeepem powoli, az docieramy do polozonego w srodku bezmiaru hotelu. Hotelu zbudowanego z soli. Solne sciany, stoly, lozka, solne kolumny i krzesla, nawet solny zegar! Wybijajacy niespiesznie wskazowkami solny czas;)

A wlasnie, czas skojarzyl nam sie w tym momencie z przeszloscia, przeszlosc z dniem wczorajszym, a dzien wczorajszy z elementem, o ktorym zapomnialysmy. Otoz wczoraj ostatnim przystankiem przed miejscem noclegowym byl cmentarz. Cmentarz wiekowy, kamienny. Cmentarz Inkow. Nietypowe grobowce, polotwarte, wygladajace jak kamienne igloo, mieszcza w sobie ¨chulpas¨ (czyli mumie) Inkow. Obecnie to juz wlasciwie same kosci. Kosci zywej historii... I cisza.

Wracajac do dnia dzisiejszego, po serii smiesznych zdjec, na ktore pozwala niezwyklosc Salaru (zobaczcie nizej), zatrzymujemy sie na obiad w wiosce Colchani. Jej mieszkancy zajmuja sie zbiorami soli. Wydawac by sie moglo, ze takie zajecie to istny solny zloty interes. Martin szybko rozwial nasze wyobrazenia. Za 50 kg soli zarabia sie 8 boliwianow... Dlatego tej wioski nigdy nie opusci bieda.

Po poludniu docieramy do celu wycieczki - miasteczka Ujuni. Zegnamy sie z Martinem i Jhovana, rzucamy sie na miekkie hostelowe lozka i do wieczora probujemy zwalczyc nagle zoladkowe problemy;) Nastepnego dnia jest lepiej i wtedy wciaga nas tradycyjnie kolorowy boliwianski targ. To chyba juz do konca boliwijskiego czasu pozostanie naszym nalogiem:) Wieczorem ruszamy do Sucre - drugiej, nieformalnej stolicy Boliwii.

****************************************************

The sun in the salt desert rises very fast. The salt surface with a funny geometrical structure from grey changes into cinerious, then cream, next light red and finally shows its white. The whole spectacle makes a great impression.
Today we get up before dawn and move one without a breakfast. It’s because we want to have our first meal it an extraordinary place with an extraordinary name - Isla del Pescado which means The Island of Fish. We still don’t know where this name came from. The island doesn’t resemble a fish, there is no fish on it, but instead there are hundreds of cacti! The whole island is covered by coniferous plants! We’ve decided it’s more like a hedgehog than a fish :). Form the top of the island there is a view on the salty infinity. We cross it slowly by our jeep and we get to the hotel situated in the middle of this infinity. The hotel is build with salt! Salt walls, tables, beds, columns and chairs, even a salt clock! It slowly counts down the salt time :).

Speaking of time, it reminds us about past, the past of yesterday and the moment we forgot to describe. So yesterday our last stop and our place to overnight was cemetery. An old, stony cemetery. Incas’ Cemetery. Unusual tombs, half-open, looking like stony igloo, have inside Incas’ ‘chulpas’ (mummies). Now there are just bones. The bones of living history… And the silence…

Returning to today, after a session of funny pictures (you will see below) we stop for a dinner in a village Colchani. Its inhabitants collect salt. It seems like it could be a gold salt business, but Martin quickly pricks the bubble – for 50 kg of salt one can get 8 bolivianos. That’s why this village always will be poor.

In the afternoon we reach the our final destination – the town Ujuni. We say good-bye to Martin and Johvana, we jump into the nice hostel’s beds and we try to fight unexpectable stomach problems ;). It’s better the next day and so the traditional colorful Bolivian market involves us completely. Probably till the end of the Bolivia time it will remain addiction. In the evening we head to Sucre – second, informal capital of Bolivia.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Marek B.
Marek B. - 2008-10-30 22:12
Witaj Ewelinko & Co. Z olbrzymim zainteresowaniem i zazdrością śledzimy Waszą podróż i gorąco Wam kibicujemy. Podziwiamy też piękne fotografie. Mamy nadzieję na wieczór zdjęć i opowieści po Twoim powrocie. Drzwi naszego domu w Iwoniczu są zawsze otwarte. Przesłałem adres bloga wielu naszym znajomym i wiem, że macie kolejnych wiernych wielbicieli. Jesteśmy pozytywnie zaskoczeni życzliwością ludzi, którzy Was otaczają, to wzmacnia wiarę w ludzi.
Życzymy samych pozytywnych wrażeń, rewelacyjnych ujęć na fotografiach, pięknych wschodów i zachodów słońca oraz gorących szalonych nocy.
 
Doska
Doska - 2008-10-31 17:29
Slodkie dziewczyny na solnej pustyni. Pani Dorotko te zdjecia sa poprostu solniaste! Ziuta cos schudlas i zmalas (w celineczke chcesz sie przeobrazic wiesz jakie ona miala potem problemy ze znalezieniem chlopa?) a polandi czas wszystkich swietych stawiamy cieple promyki na grobach bliskich. postawie po jednym za was. jestem obrzydliwie zazdrosna o te pustynie. buziaki
 
 
triodorio
DorotaEwelinaDośka DEDy
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 98 wpisów98 534 komentarze534 532 zdjęcia532 6 plików multimedialnych6
 
Moje podróże
16.09.2008 - 18.02.2009