Po Uyuni postanowilysmy odwiedzic Sucre. Nawieksza rewelacje tego miajsce byla sama podroz, wiec moze o niej napiszemy.
Wiekszosc autobusow w Boliwii jezdzi w nocy i tym razem nie bylo wyjatku:) O godzinie 19tej siadlysmy do zatloczonego autobusu, w ktorym dostalysmy wyborne miejca na samym koncu. Juz na samym poczatku zaczelo tak strasznie rzucac w autobusie, ze czulysmy sie jak na rodeo:) Pani Dorotka na przyklad, na kazdym mocniejszym wyboju podskakiwala tak wysoko, ze glowa udezala w polke na bagaze przy dachu autobusu:) Poza tym, jak wiecie, na koncu autobusu jest 5 miejsc siedzacych przeznaczone dla 5 osob. W Boliwii sa jednak inne zasady, mozna tam posadzic 7 osob i nikt nie protestuje. Ewelina na przyklad zostala calkowicie zgniecona przez gruba indianke, ktora zajela swojej i jeszcze pol jej siedzenia:) Tak uplynelo okolo 7 godzin podorozy. Kiedy dotarlismy do miejscowoscie Potosi (najwyzej polozone miast na swiecie) zapanowal kompletny chaos. Wszyscy wysiedli z autobusu i kierowca oswiadczyl, ze dalej nie jedzie. My troche zaspane nie wiedzialysmy do konca co sie dzieje. Ktos pokazal nam taksowki, do ktorych mamy wsiasc. Upewnilysmy sie tylko, ze nie musimy za nie dodatkowo placic i ... znowu jestesmy w dordze. Samochod wydaje sie byc luksusem w porownani z trzesacym autobusem ale nie kiedy muzyka z radia samochodowego zaglusza wszystko co zyje dookola:) No coz, nie pospalysmy tej nocy ale przynajmniej szczesliwie dotarlysmy do Sucre.
Samo miasteczko dosyc spokojne, slynace z tanich lekcji hiszpanskiego. Juz za okolo 10 polskich zlotych mozna miec indywidualne lekcje z miejscowym nauczycielem.
My nie skorzystalysmy:) czas goni, jeszcze wiele miejsc przed nami do zobaczenia. Sucre bylo dla nas raczej miejscem relaksu czly kino i muzea:) Nastepny przystanek - La Paz!
**************************************************************
After Uyuni we’ve decided to visit Surce. The biggest attraction of that place was the journey there, so we will tell you about it.
Most Bolivian buses shuttle by night and so this time there was no exception At 7 pm we got in to the crowded bus, our seats were right at the end of it. From the first moment of the trip we felt like on rodeo – the road was so bumpy :). Pani Dorotka was jumping on her seat so high that her head was hitting the shelf just beneath the roof. Apart from that, as you know, there are usually 5 seats at the end of a bus and they are there for 5 people. In Bolivia the rules are different – 7 people can sit there and no one protests. Ewelina for example was completely squeezed by a fat Indian woman, who took her own place and a half of Ziuta’s :).
So that’s how 7 hours passed. When we got to a place called Potosi (the highest situated town in the world), complete chaos took place. All the people got off the bus and the driver said he won’t go any further. We were a bit sleepy and didn’t know what’s going on. Someone showed us taxis. We made sure we don’t need to pay any extra and… we were on the road again. A car seems to be a luxury comparing to a shaky bus, but not when the radio music drowns everything that is live around. Well, we didn’t sleep that night, but at least we happily got to Sucre.
The town itself is peaceful enough and it is famous for cheep Spanish lessons. For more or less 3 euro one can have private lessons with a local teacher. We didn’t snatch the opportunity – too little time, too much places to see. Sucre was for us rather a place to relax, to go to cinema and museum.
Next stop – La Paz!