Machu Picchu wola. Ruszamy za tym glosem w poniedzialkowy wieczor. Chcemy ominac kwote ok.100 dolarow, ktore trzeba zaplacic za pociag z Cusco, wiec wybieramy trase alternatywna. O 20:30 wyruszamy lokalnym autobusem za 15 soli do malego miasteczka Santa Maria. Nawet nie wiemy dokladnie, ile godzin uplywa, kiedy w srodku nocy budzi nas kierowca - to tu. Autobus odjezdza, a my przesiadamy sie do minibusa, ktory czeka tam na pasazerow. Kierunek: Santa Teresa, 10 soli. Minibus jest niewielki, zarejestrowany moze na 15 osob. Ale jest przy tym magiczny, o miesci w sobie o wiele wiecej :) Po drodze dosiadaja sie ludzie i nie istnieje cos takiego, jak brak miejsca. Kiedy wydaj sie, ze nastal BRAK MIEJSCA, po chwili okazuje sie, ze to tylko zludzenie i w busie pojawia sie kolejna osoba. W przerwy pomiedzy siedzeniami dostawiane sa mikroskopijnej wielkosci krzeselka, poza tym sa przeciez miejsca na podlodze i na kolanach innych pasazerow. I jedziemy. Po drogach, ktore nie sa drogami, ale piaszczysto-ziemisto-wyboistymi sciezkami w ciemnosci. Trzesie niemilosiernie. Pol-senne glowy pasazerow obijaja sie o szyby, o oparcia siedzen, o inne glowy innych ludzi, o nie-swoje ramiona. Ale to nic, wszyscy pol-snia uparcie. Az nagle - wstaje swit... I wtedy nasze glowy, nad ktorymi przez chwile stracilysmy panowanie, zastygaja w szepczacym zachwycie. Jedziemy przez dzungle! Gesta, zielona, peruwianska dzungle! W ten sposob docieramy do polozonego w srodku niej Santa Teresa. To juz ostatnia przesiadka. Kolejny busik - do Hydroelectrico (5 soli). Zaledwie 5 osob w srodku (luksus:) ) i polgodzinna jazda z twarza przyklejona do szyby i blyszczacymi oczami, pozerajacymi kazdy skrawek peruwianskiej ziemi. Gory porosniete dzungla. Gory tak inne od wszystkich, ktore do tej pory widzialysmy. Gory dzikie, niedostepne, niepokonane. Skaliste i strome. Wyrastajace z ziemi i pionowo pnace sie az do chmur. Pokryte gesta warstwa bialej mgly. Zaczarowany swiat. Nieodgadniona tajemnica. Nieopisany zachwyt. Z pionowych stokow rwacymi kaskadami splywaja przejrzysto-czyste potoki. Jeden taki wodospad jest rownie piekny jak caly zbior wodospadow Iguazu. A wydawalo sie, ze nic im nie dorowna.
Z Hydroelectrico pozostaje ostatni odcinek do pokonania. Darmowy 3-godzinny spacer wzdluz torow przez dzungle. Najbardziej niezwykly spacer, jaki dotad odbylysmy. To nie jest pelne turystow Iguazu czy Kanion Colca. Tu jestesmy tylko my i one - gigantyczne drzewa porosniete liscmi od korzeni po szczyty koron, zwisajace z nich liany, bananowce z wielkimi atlasowymi liscmi, pod ktorymi kryja sie cale kiscie malenkich zielonych bananow. Od czasu do czasu przelatuja nad nami rozkrzyczane zielone papugi, mijamy tez motyla wielkosci ludzkiej dloni i malego koliberka, wysysajacego nektar z przedziwnych kolorowych kwiatow. Jestesmy w raju! Upalnym, tropikalnym raju:)
Dwie godziny potem raj i spotkany w nim Peruwianczyk Fernando doprowadzaja nas do celu - do Aguas Calientes, malego miasteczka polozonego tuz u stop Machu Picchu. Tu znajdujemy hostel, rezerwujemy bilety na jutrzejsza wyprawe do Miasta Inkow i... snimy... o tym, co przyniesie kolejny poranek...
*****************************************************
Machu Picchu is calling us. We fallow its voice on Monday evening. We want to avoid 100 USD fee, which one needs to pay for a train from Cusco, so we chose an alternative way. At 8:30 pm. we haed with a local bus for 15 sola to a little town Santa Maria. We don't even know how much time passes, when the driver wakes us up in the middle of the night - we are there. Now we take a minibus, which waits for passangers. Now we travel to Santa Teresa - for 10 sala. The bus is really small, for 15 people. But it is also magical - many more fit inside :). At every step someone gets in and something like 'lack of place' does not exist. When we start to think THE LACK OF PLACE just happened, it turnes out it's just an illusion and another person gets in. In between the seats there are wee tiny chairs and apart form that one can sit on the floor and on other passangers's knees.. So we go. There are no roads, there are just sandy and bumpy paths in the dark. It's really 'shaky. Half-sleepy heads hit the windows, the other heads, others arms. But it's nothing - everyone sleeps stubernly. And suddenly - the down breaks.. And our heads, on which we've lost control for a moment, freeze in a whispering delight. We travel through the jungle! Thick, green Peruvian jungle! We get to Santa Teresa, situated in the middle of the jungle. Here we take another, the last, minibus - to Hydroelectrico (5 sola). Only 5 passangers inside (a luxury :) ) and half an hour driving with faces glued to the windows and shiny eyes. Mountains covered by the jungle. Mountains so different form all we've seen so far. Wild, inaccessible.. Rocky and steep. They rise form the ground and ascend vertically up to the clouds. They are covered by a thick, white fog. The enchanted world. The inscrutable secret. Undescribable delight. The cleanest torrents fall down from vertical slopes. One waterfall is as beautiful as all the waterfalles in Iguaze. And we thought nothing compares to them..
From Hydroelectrico there is only the last part of the road to pass. Free, 3-hours walk along the train tracks in the middle of the jungle. The most amazing walk we had so far. It's not full of tourists Iguazu or Colca Canyon. Here there are only us and them - the gigantic trees full of leaves. From time to time noisy green parrots fly above our heads, we pass a butterfly as large as human palm and a wee humming bird sucking nectar from a weird colorful flowers.
We are in paradise! In hot, tropical paradise :)
Two hours later Fernando, a Peruvian we met, leads us to our destination - co Aguas Calientes, little town situated right at the bottom of Machu Picchu. We find a hostel tehre, we book tickets for tomorrow's trip to Incas' city and... we dream...of what the next morning will bring...