Wracam do Flores zmeczona, ale jednoczesnie zauroczona swiatem przeszlosci. Wieczorem spotykam Juan - Hiszpana, ktorego poznalam w San Marcos. Spacerujemy chwile po ulicach miasteczka i prowadzimy konwersacje w jezyku hiszpanskim;) Hiszpanski w moim wydaniu opiera sie na czasie terazniejszym (bez wzgledu na to, czy mowie o przeszlosci czy przyszlosci) i powtarzaniu poznanych slow. Mam trudnosci z mowieniem, ale za to rozumiem - kolejny pozytywny efekt wyprawy. Ucze go polskiego odpowiednika jego imienia - Jan. Wymawia to z zabawnym japonskim akcentem:)
Rano zegnam sie z sympatycznymi pracownikami hostelu i ruszam powoli w strone serca Gwatemali.