Ocean Spokojny na wybrzezu Gwatemali wcale nie jest taki spokojny. Ma w sobie niesamowita sile. Probuje sie z nia zmagac, ale konczy sie na dwoch 15-minutowych walkach, w ktorych przegrywam. Fale nie wygladaja groznie - woda spienia sie wlasciwie przy samym brzegu. Pozory jednak myla. Sila, z jaka te niewielkie fale uderzaja o piasek, jest ogromna! Stoje w wodzie po kolana. Fala powracajaca z brzegu do oceanu ciagnie mnie z cala swoja moca ku glebinie. W tym samym czasie nadchodzi kolejna fala, ktora gora pcha mnie w przeciwnym kierunku. Podcinaja mi nogi. Upadam.
Jestem w Monterrico - malenkim miasteczku na wybrzezu Pacyfiku. To miejsce jest tak inne od wszystkich nabrzeznych, nadoceanicznych miejsc, ktore widzialam dotad. Wyroznia je czarny, powulkaniczny piasek i pustka. To miejsce lubie chyba najbardziej. Nie ma tu wielu turystow. Spaceruje po wymarlej plazy i patrze, jak armie bialych, spienionych fal wkraczaja co chwile na terytorium czarnego piasku. Naturalny negatyw, wywolujacy bardzo pozytywne zjawisko;)
Przechadzam sie tez po miasteczku, niesamowicie spokojnym i cichym. Spotykam ludzi, jem obiad, kupuje owoce i wracam na moja plaze. Moge godzinami patrzec na ocean. Hipnotyzuje mnie swoja moca i niespokojnym pomrukiwaniem. Nagle budze sie z zamyslen i widze, ze juz zachodzi slonce. Rybacy ruszaja na nocny polow, a zlote swiatlo odbija sie w tafli oceanu. Wielka mala chwila. Czasami tak trudno mi uwierzyc, ze jestem wlasnie tu, wlasnie teraz. Pisze na piastku dwa slowa: "ja" i "piekno". Potem zloto przemienia sie w czerwien. Karmazynowa kula odprowadza mnie do hostelu.
Wieczor spedzam z poznana w hostelu para i dziecmi wlascicielki, ale potem ide jeszcze raz zaczerpnac towarzystwa oceanu. Nad mroczna i mruczaca woda ktos zapalil gwiazdy i ksiezyc w ksztalcie litery U. Gdzies tam polyskuja ogniska, ktos spiewa, ktos patrzy. A ja szepcze do ucha Pacyfiku slowa pozegnania. On odpowiada. Calonocna, szumiaca mantra. "Wroc..."