Wysiadam z samolotu i zimny prad przeszywa moje cialo. Zima. Juz zapomnialam, ze swiat moze byc tak bialy! Patrze przez oszklone sciany lotniska i usmiecham sie. Lubie zime. Tylko tym razem zupelnie nie jestem na nia przygotowana. Zaskoczyla mnie albo raczej ja zaskoczylam ja.
Wkrotce pojawia sie Ewa. Widze, jak zbliza sie, rozmawiajac przez telefon. Nigdy jej nie widzialam, ale wiem, ze to ona. Rodzine chyba rozpoznaje sie intuicyjnie;) Ewa to kuzynka mojego ojca. Mieszka tu od wielu wielu lat razem ze swoja siostra Marta i bratem Januszem. Janusza pamietam jeszcze z dziecinstwa, ale dziewczyny znam tylko z opowiadan babci. Teraz dopiero mam mozliwosc je poznac. Ewa zabiera mnie na chwile do swojego domu. Rozmawiamy w samochodzie i okazuje sie niesamowicie sympatyczna osoba. Ciesze sie.. W domu poznaje jej meza, dwoch synow i tesciow. Czeka na mnie tez obiad! Pyszny, polski obiad z kiszonymi ogorkami na czele! Jestem w niebie;) Pozniej przyjezdza po mnie Asia - zona Janusza - i razem jedziemy do ich domu. W nim zostane przez kilka najblizszych dni.
Jadac po raz pierwszy do centrum, czuje sie troche niepewnie. Ten swiat jest tak inny od tamtego. Taki duzy, metalowo-szklany, obcy. Wiezowca siegajace nieba to nie to samo, co male chatki Ameryki Poludniowej... Tesnie bardzo za tymi chatkami, ale postanawiam polubic tez powrot do cywilizacji. Udaje sie. Chicago ma w sobie cos przyjemnego. Nie czuje tu chaosu i presji, jakie znam z kilku wielkich miast Europy. Nie musze nigdzie biec, bo ludzie, ktorych mijam tez nie biegna. Spaceruje wiec spokojnie i ciesze sie, ze znow jestem jedna z milionow. Anonimowa. Zadna. Uwolniono mnie od wzroku wszystkich ludzi z wioski czy miasteczka. Tu nikt na mnie nie patrzy. Tak jest latwiej:) Zwiedzam wiec centrum Chicago, slynna lustrzana "fasolke" w Millenium Park, w ktorej odbija sie nowy swiat, lodowisko, patrze z dolu na najwyzszy z budnynkow - Sears Tower, z Navy Pier podziwiam zlodowaciale Jezioro Michigan wieksze od Morza Baltyckiego, a wokol mnie tancza sloneczne promienie i snieg broniacy sie przed ich cieplem. Pozniej zapada zmrok, wiec wracam. W pociagu na przedmiescia Chicago mysle o tym, co bylo i o tym, co jest. Podroz trwa.