Mijaja dni. Przyzwyczajam sie do cywilizacji. Zaskakuja mnie szybkie pociagi, siedzenia, w ktorych mozna przesunac oparcie w zaleznosci od kierunku jazdy, sklepy pelne wszystkiego, co mozesz sobie wymarzyc, prysznice z goraca woda i nie moge sie nacieszyc koldra zamiast spiwora:) Ogromnym ulatwieniem jest tez jezyk, w ktorym moge sie porozumiec z ludzmi bez wiekszego problemu. Pomimo tego jednak, usmiecham sie za kazdym razem, jak slysze na ulicy slowa wypowiadane po hiszpansku. Wtedy wracaja wspomnienia i wtedy przez ulamek sekundy swieci dla mnie poludniowoamerykanskie slonce:)
Bardzo polubilam tez moja rodzine! Spedzamy razem codziennie popoludniowy czas po ich pracy, gotujemy, ogladamy filmy, smiejemy sie. W niedziele odwiedza nas Ewa z mezem i dzieciakami. I jest tak... polsko, tak rodzinnie. Juz zaluje, ze mieszkaja tak daleko, bo nie wiem, kiedy bedzie nam dane spotkac sie ponownie...
W niedzielne poludnie wyruszam razem z Asia i Januszem do centrum. Jedziemy samochodem wzdluz Jeziora Michigan, przekraczamy Chinatown i wiele innych ciekawych miejsc. A najwieksza atrakcja jest... podroz winda do nieba;) Z 94 pietra John Hancock Observatory widac niemal caly swiat;) Szczyty wiezowcow leza u moich stop. Wschod, zachod, polnoc, poludnie. Jedno okno prowadzi do Polski, drugie do Ameryki Poludniowej i Centralnej, a ja jestem tutaj. I nie wiem, co wybrac. Cztery strony swiata wtapiaja sie mocno w cztery czesci mojej duszy.
Potem uplywa dzien mrozno-sloneczny, dzien deszczowy i dzien zamglony. Odwiedzam The Art Institute z wystawa fotografii, Field Museum opowiadajace o historii ewolucji, o pierwotnych ludach wszytkich trzech Ameryk, o faunie, florze i nauce. W Shedd Aquarium po raz pierwszy w zyciu widze koniki morskie i zolwia wodnego z ryjkiem zamiast nosa:) A Adler Planetarium uczy mnie o tym, co znajduje sie daleko poza czterema stronami swiata:) Udaje mi sie tez ominac bilety wstepu, bo kazda z tych atrakcji mozna w okreslone dni zobaczyc bezplatnie. Jest tu wiele do zwiedzania, o wiele wiecej niz widzialam do tej pory, tylko moj czas znow dobiega konca. Nie bedzie mi latwo stad wyjechac, bo Asia i Janusz stali sie moja rodzina nie tylko fizyczna, ale tez duchowa. Szkoda, ze nie mozna byc jednoczesnie we wszystkich miejscach, w ktorych chcialoby sie byc, i miec przy sobie wszystkich ludzi, ktorych sie potrzebuje... Zycie:)